Z dojazdu do pracy zrobił się maly hardcore jak przyszło wracać grubo po 24 w nocy. Wg ICM-u temperatura odczuwalna było w granicach -5 stopni. I wcieło mi gdzieś kawałek kilometrówki..
...i wszystko jasne ! Spenetrowałem trochę park w poszukiwaniu fajnych jesiennych pejzaży i myślę że wyszło nieźle, jak na fotach. Co prawda błąkałem się po tych lasach a przede wszystkim w okolicach Puszczykowa jak zagubiony grzybiarz, ale nie ma tego złego.. bo świetne miejsca zjeżdziłem. A takie tereny przy których poznański maraton to pikuś :)
Pobudka o 9 a godzina 10 30 już na trasie...
Pierwsze wyciągnięcie aparatu a i patrze a nie mam karty pamięci, no tak: to jestem nieco ograniczony zdjęciowo...do wykorzystanie 8 klatek na pamięci wewnętrznej, ale ktoś mi zrobił psikusa
Popędziłem w stronę "nadwarciańskiego szlaku" pięknie a w słuchawkach dobra nuta
Dojechałem tym szlakiem do Puszczykowa, tam uderzyłem na WPN i początkowo czerwonym szlakiem wspinałem się pod stromą górkę i z górki i pod górkę wąwozem i dalej kolorowymi dywanami...
Później okrążyłem jez. Jarosławieckie i pojechałem nad Góreckie i tam zjadłem kanapeczke. Dodała mi siły i pojechałem zobaczyć jak kolorowo nad Kociołkiem...
Od kociołka wgramoliłem się terenowo po kamieniach na Osową Górę i śmignąłem z prędkością powyżej 50 km/h na dół do Mosiny, no i wracamy..
Znowu w Puszczykowie wjechałem na nadwarciański tak tam mi się spodobało i tak pociągnąłem do Lubonia
No i przez Dębinę wkraczam na wał nad wartą i tak terenowo prawie pod sam dom :)
W drodze do pracy zczaiłem się że łańcuch mi się zrywa przez wypadający sworzeń z ogniwka. Jakoś pociągnąłem te około 25 km z usterką, bez większego szarżowania.