Jest to pewnego rodzaju miłość od pierwszego wejrzenia, będąc pierwszy raz chciałem znowu tu przyjechać. No i stało się. Po dwutygodniowym okresie czasu znowu wsiadam w pociąg i jadę do granic Drawieńskiego Parku Narodowego.
Około ósmej rano wysiadam w Drezdenku i szukam drogi na Zagórze Lubiewskie, przez które miałem zamiar jechać. Od samego początku problemy z nawigacją zamiast do Zagórza dojechałem do fabryki mebli...
W samej mieścinie fajnie usytuowane jezioro w dolinie, pstrykam fotkę i jadę do Podlesia.
Docieram do Podlesia jadąc brukowaną drogą w lesie. Tam mnie wita kotek z myszką w pysku, ale nie daje sobie zdjęcia zrobić. Następnie wjeżdżam do lasu i zaczyna padać. Jadę, Jadę...deszcze na mnie aż tak mocno nie kapie, las mnie osłania, od wiatru także. Mijam Łęczyn,a w Starym Osiecznie kieruję się czerwono-żółtym szlakiem wzdłuż Drawy, gdzie Sarny skaczą sobię po polance. Słońce zaczyna prześwitywać przez chmury,a ja wkraczam do parku.
Przyjemnie się jedzie tym lasem. W pewnym momencie odbijam czerwonym szlakiem do samego Głuska. Ostrym zboczem zjeżdżam do koryta rzeki, tym razem jest to dopływ Drawy - Płociczna i przez mostek, na którym prawie fiknąłem koziołka przeprawiam się na drugą stronę. I niebawem jestem w Głusku.
Robię zapasy wody i jadę nad jezioro Ostrowieckie. Jest coraz fajniej a jezioro szokuje mnie czystą wodą. Chwilę posiedziałem i żółtym szlakiem zacząłem okrążać jezioro. Początkowo nie przejezdny etap, gdzie rower momentami trzeba było dygać na plecach. A sama ścieżka bardzo wąska i wymagająca dużej koncentracji co by się nie zwalić ze zbocza.
Dalej robię sobie dłuższy postój na tarasie widokowym i uzupełniam spalone kalorie. Cisza aż w uszach piszczy.
Po jakimś czasie ruszyłem dupę i śmignąłem w stronę Pustelni. W pewnym momencie jadąc lasem co jakąś minutę zaczęły przebiegać sarny, trzy razy tak. Nie mogę uwierzyć! Na rozjeździe szlaków na Pustelni zorientowałem się, że nie mam mapy.
Zawróciłem nad ostrowieckie na taras, tym sposobem nadrabiając jakieś 15 km. Po drodze mijałem się z pewnym gburowatym rowerzystą. A mapy już nie zastałem i plany dojechania nad jeziora Marta stanęły pod znakiem zapytania.
Z powrotem stanąłem nad rozjeździe szlaków, przy starym młynie na moście betonowym. Pojechałem w stronę jeziora Płociczno wałem, wzdłuż dawnego kanału nawadniającego okoliczne łąki. Przyznam że to dość hardcorowy fragment.
Tak się wlokłem tym wałem, aż dotarłem nad most na Płycinie. Spotkałem dwie babki i zasięgnąłem języka, gdzie w ogóle jestem i gdzie ta Marta??
Pamiętałem że muszę się trzymać tego czerwonego szlaku i tak zrobiłem. Kręcąc bez opamiętania zgubiłem szlak i znalazłem się ponownie na czerwony, ale w całkiem odwrotnym kierunku. Tym sposobem dojechałem do miejsca, które najbardziej mi się spodobało.
Węgornia. Miejsce gdzie niegdyś na rzece były wybudowane urządzenia do łowienia węgorzy. Znajdował się także most, który stanowił najkrótsze połączenie z miejscowością Człopa.
Teraz można zaobserwować zgliszcza, które nadają miejscu niesamowity klimat :)
Tutaj spotkałem kolejnego rowerzystę, koleś wczoraj przyjechał z Poznania oczywiście na rowerze, a jak na moje miał z 55-60 lat i przeprawiał się z rowerem na plecach przez rzekę. Niezły mocarz! Skorzystałem z okazji i zrobiłem wgląd w mapę i postanowiłem jechać do Głuska.
Po drodze osada Ostrowiec z ruinami kościoła i starym cmentarzem.
Zakupy i nowa mapa. Jadę umoczyć dupę w czystym Ostrowieckim Jeziorku.
Troche popływałem i od razu lepie. Zjadam wielką porcję ryżu z jogurtem i bananem, i dalej ruszam nad jezioro Czarne.
Unikatowe Jezioro na skalę krajową, a przejrzystość ponoć na 7 metrów.
Postanawiam wracać. Okazało się to trudniejsze niż mogło się wydawać. Jak to mam w zwyczaju zabłądziłem i wyjechałem w Dzwonowie zamiast w Starym Osiecznie.
100 km na liczniku i 80 jeszcze do domu. Rozważałem powrót PKP, ale nie było mi dane bo pociąg za 4 godziny.
No i tak dygałem krajową drogą 22 do Gorzowa,po drodze zaliczyłem jeszcze kąpiel na Długim i drzemkę w Zdroisku na przystanku.
Fajnie było :)