Chciałem pojeździć w piątek,ale pogoda nie dopisała. Udało się za to w sobotę!
Nawet znalazłem dwóch chętnych na wypad Maćka starego wyjadacza i Michała, który niedawno zakupił sobie pierwszy rower od komunii - Krossa A4 w sumie fajnie się prezentuje ta maszynka jak za takie pieniądze.
Ustawka na moście teatralnym i jazda..
Przebijaliśmy się przez miasto ścieżkami rowerowymi ,a na Piątkowie w ogóle one nie kolidują z ruchem aut, gitara. Taka mała rozgrzewka przed góra Moraską na którą nieco później się wspinaliśmy...
Widoczność beznadziejna nawet zanikały blokowiska, a co dopiero zobaczyć budek Uniwersytetu Ekonomicznego z wielką wieża nadajnikową, czy chociażby stadion Lecha. Eeeeeeeeee, to nie to samo co
tutaj.Zjechaliśmy sobie fajnie asfaltem na dół i wjeżdżamy na pola, na poligon, pakujemy się dosłownie w bagno...
I tylko: kiedy to się skonczy?!
Jakoś przebrnęliśmy, ale w lesie wcale nie było lepiej... Maciek wali szlifa, Później tracimy orientację i strony świata nam się popieprzyły. Myślałem że jedziemy do poznania a jechaliśmy w odwrotnym kierunku...
Pomógł nam grzybiarz i trafiliśmy do Biedruska i na fajną wieżę z zegarem...
Jedziemy zobaczyć ruiny kościoła.
Bardzo ostrożnie jedziemy...
Michał przyszły inżynier budownictwa chciał zbadać wytrzymałość konstrukcji murowej...
Dalej pojechaliśmy przez Złotowo, Kiekrz do Strzeszynka, przez Rusałkę i jesteśmy w Poznaniu. Rowery zgnojone to i kilometrówka po Poznaniu w poszukiwania myjni.