- jazda po mieście - przejazd z Madzią do Strzeszynka - przejażdżka do Swarzędza i okrążenie jeziora, tak dawno tam nie byliśmy, że niektóre drogi doczekały się rowerowych ścieżek, pozytywnie. Tego dnia było tak ciepło, że odważyłem się śmigać toples a Madzia się wstydziła - dojazd i powrót na uczelnie
Tak mi się chciało na poligon do Biedruska, kope lat tam nie byłem. Ale samemu mi się nie chciało, musiałem długo przekonywać Madzię co by się zgodziła :) No i w końcu wyruszyliśmy przez Strzeszynek, Kiekrz później trochę po błocku i korzeniach, aż w końcu wyjechaliśmy w Złotnikach skąd wjazd na poligon. Przecinaliśmy przez teren wojskowy pięknym asfalcikiem, gdzie pełno kolarzy trenuje i rolkarzy. Co wskazuje na to jaka świetna nawierzchnia tam jest.
I tak sobie docieramy do ruin kościoła, który miałem w planie sfocić. Madzia w tym czasie zjada jogurcik zagryzając brzoskwinką.
Później chcieliśmy, jak zawsze na przełaj po terenie przy jeziorze Glinnowieckim...lecz ku naszemu zdziwieniu na leśnych duktach odbijających od drogi asfaltowej widniały tablice typu: zakaz wejścia, grozi śmiercią, ostra amunicja itp. I tyle z szarżowania po poligonowych wertepach :(
Nadrobiliśmy przez Biedrusko asfaltem i do poznania razem z grzejącymi auta.
Dziś jeszcze ładniej bo cieplej, chyba ostatnie dni na gołe kolana. Traska ta sama co wczoraj, urozmaicona objechaniem jeziora Strzeszyńskiego. Dziś był aparat, ale zdechł po kilku zdjęciach.
A fotografowanie szaty jesiennej pozostawię na następny wypadzik.
Jutro chwila prawdy na konstrukcjach stalowych. Ahoj!
Pogoda wyciągała na rower jak magnez, mimo że trzeba siedzieć i dziobać do egzaminu. Ale w końcu się zdecydowałem i fajnie bo i z Madzią. Kolorowo zaczęło się robić, że żałowałem że aparatu nie wziąłem :) A traska standardowo do Strzeszynka nad jeziorko na pomościku posiedzieć i z powrotem.
No i w końcu majówka. Przyda się odreagować trochę po moich ostatnich dniach, gdzie śpię po 5 godzin na dobę pracuje po 10 a w wolnym czasie biegam i załatwiam sprawy związane z autem, padam na ryło...piątek rano pakujemy rowery do auta i wio!
Wstępne plany to Wisełka, ale pomyślałem o Madzi i jej niechęci do pokonywania górek a jak wiadomo woliński park to dość pofałdowany teren, więc jedziemy do Ustronia Morskiego. Na rower przypadł jeden dzień, ale jakże przyjemny. Cały dzień świeciło słońce wbrew prognozą, nawet na plaży dziewczyny w bikini śmigały. Traska Ustronie - Mielno szlakiem rowerowym przez wypasiony lasek, miejscami trochę piasku, ale co to dla nas. Okolice obfitowały w wiele dróg rowerowych odbijający od wybrzeża, my jednak trzymamy się wody raz po raz siadając sobie i delektując się zapachem morza.
Mielno zmasakrowane przez turystów, normalnie jak w sezonie wakacyjnym.Tam zliczamy dorsza w restauracji, którą już wyczailiśmy w wakacje dwa lata temu i tą samą drogą do kwatery.
W niedziele też czynnie wypoczywaliśmy, targnęliśmy się na pieszą wycieczkę wzdłuż brzegu aż do Kołobrzegu. W nagrodę odwiedziliśmy najlepszą lodziarnię wg Madzi najlepszą na naszej planecie. Z powrotem nie mieliśmy siły wrócić to władowaliśmy się w busa. A z wieczora zaliczam grilla u znajomego, który kupił sobie działeczkę pod Ustroniem :)
Mi odwołali zajęcia na uczelni, Madzi odwołali samolot do Paryża, więc wolny czas spędziliśmy na rowerkach. Fajna pogoda, od samego rana grzeje słońce to jakąś dłuższą traskę trzaśniemy :) No i padło na WPN.
Jezioro Góreckie i zainstalowany aerator pulwersacyjny
Madzia łapie promienie słoneczne
...ja też
Tutaj już obrazek z leśnej ścieżki poprowadzonej wzdłuż Warty
I na zakończenie trochę podkręcona panoramka nadwarciańska
Madzia się trochę zajechała ja też poczułem w nogach, ale bardzo przyjemnie było szczególnie powrót kiedy wiatr mieliśmy za plecami, a dziś dość ostro wiało z zachodu. Trasa: dom - lasek Marceliński - Plewiska - Komorniki - WPN - Mosina - Puszczykowo - Luboń - Poznań - dom