Z maćkiem. Przed pracą zajechałem do Maćka po moją śrubę od blatu. Dwa dni wstecz przejeżdżając przez torowisko (na którym z tydzień temu złapał Maciek kapcia) zczaił się że nie ma 3/5 śrób w swojej koronce- to poratowałem chłopaka. A po pracy udałem się już sam nad maltę, objechałem i wróciłem do domciu. fajna noc:)
To się zajechaliśmy, ale widoki nieprzeciętne. Jestem dumny z Mojej Małej, że podołała wyzwaniu i dała rady! To była wycieczka o wysokim stopni trudności (dużo przewyższeń mam tu na myśli) do tego masakryczny żar z nieba nie ustępował przez cała wycieczkę. Patrząc na mapę google wydawało się bardziej płasko, ale czegoż mogłem się spodziewać po terenie pomiędzy niskimi a wysokimi tatrami. głupiutki... Ale nie ma tego złego... , widoki rekompensują wszystko! jest tam mega malowniczo :) Nawet Madzi się bardzo podobało, mimo że się mocno zajechała. I dodam jeszcze że pobiła swój życiowy rekord kilometrów :)
mapa trasy:
wyjechaliśmy z Bodic, gdzie mieliśmy pensjonat u bardzo bardzo miłych ludzi
poruszaliśmy się w stronę ruchu wskazówek zegara, co później można było łatwo rozszyfrować po naszej niesymetrycznej opaleniźnie
do samego Rozemberoka w najgorszym słońcu z południa mieliśmy dość urozmaicony teren...
i ciekawe oferty...
a także wpadliśmy z wizytą w Svati Kriz by zobaczyć zabytkowy kościółek z drewna, który był przenoszony z terenów aktualnego zbiornika Liptowskiego jeziora i w swojej pierwotnej postaci stoji na swoim nowym miejscu
Słońce powalało..
w Rozemberoku zjedliśmy "velką" pizze za 4 euro, która była malutka
a apropo cen to nie jest ta sama Słowacja co nawet rok temu. Co jest chyba spowodowane przez chudnięcie złotówki i wprowadzenie od stycznia nowej waluty na słowacji, ale złoty bażant dalej tani :D
dalej objeżdżaliśmy Liptowskie jezioro, które jest sztucznym zbiornikiem...