Objazdówka maratonu
Sobota, 5 września 2009
· Komentarze(0)
Ustawiłem się z Mackiem i Hadżim-też kumpel z roboty na objazd trasy XI edycji Bike Maratonu w Poznaniu. Wybraliśmy sobie dystans mega.
Z ranća pyknąłem egzamin na uczelni, później małe żarcie i po 13 byliśmy już na malcie gdzie startuje maraton. Pogoda tego dnia była beznadziejna, prawie cały czas padało, ale co tam.
Wbiliśmy do lasku za maltą początkowo tempo mieliśmy bardzo fajne. Szutrowe ścieżki,objeżdżamy jezioro swarzędzkie później nieco piasku, dużo błota wielkie kałuże. Już trochę mokrzy jesteśmy. Następnie do Uzarzewa po terenie, gdzie trasa mini zawraca my walimy dalej. Tam w sklepie kupujemy kwas chlebowy. Biskupice - fragment asfaltowy, przemoczeni. Później wkraczamy do lasy, najlepszy fragment tego przejazdu sporo przewyższeń, wąskie ścieżki i pełno kałuż na które już nie zwracam uwagi - wypas!:) Naszego kolegę Hadżiego zaczyna dopadać kryzys, co jakiś czas musimy na niego czekać z Maćkiem. Przestało padać i zdążyłem wyschnąć. W Kociołkowej Górce robimy sobie postój jemy coś kupujemy napój i jedziemy dalej. Wyjeżdżamy na otwartą przestrzeń teraz nieco polnymi ścieżkami prowadzi trasa, trochę asfaltu, trochę terenu i dużo kukurydzy dookoła.
Znowu zaczyna pizgać deszcz, my cali usyfieni jedźiemy pod wiatr , napęd mieli błoto, nic nie widać tak zacina - masakra. Hadżi już ma bardzo dosyć. I tak do samego Uzarzewa, tam wychodzi Słońce znowu wysycham i wracamy tą sama drogą co przyjechaliśmy, gdzieniegdzie jadąc na skróty aby czym prędzej.
To był bardzo fajny hardcorowy wypadzik, gdzie pogoda nie rozpieszczała a ja zdążyłem dwa razy zmoknąć i wyschnąć. Co prawda będąc już prawie na mecie pogoda się bardzo poprawiła, wiatr przewiał chmury a na trasie rowerzyści pojawili się jak grzyby po deszczu. Ale było warto bo poznałem fajne tereny w rezerwacie Promno i jeziora Drążynek, gdzie jeszcze kiedyś na pewno wrócę. I mam nadzieje, że za rok uda mi się pojechać w tym maratonie :)
Z ranća pyknąłem egzamin na uczelni, później małe żarcie i po 13 byliśmy już na malcie gdzie startuje maraton. Pogoda tego dnia była beznadziejna, prawie cały czas padało, ale co tam.
Wbiliśmy do lasku za maltą początkowo tempo mieliśmy bardzo fajne. Szutrowe ścieżki,objeżdżamy jezioro swarzędzkie później nieco piasku, dużo błota wielkie kałuże. Już trochę mokrzy jesteśmy. Następnie do Uzarzewa po terenie, gdzie trasa mini zawraca my walimy dalej. Tam w sklepie kupujemy kwas chlebowy. Biskupice - fragment asfaltowy, przemoczeni. Później wkraczamy do lasy, najlepszy fragment tego przejazdu sporo przewyższeń, wąskie ścieżki i pełno kałuż na które już nie zwracam uwagi - wypas!:) Naszego kolegę Hadżiego zaczyna dopadać kryzys, co jakiś czas musimy na niego czekać z Maćkiem. Przestało padać i zdążyłem wyschnąć. W Kociołkowej Górce robimy sobie postój jemy coś kupujemy napój i jedziemy dalej. Wyjeżdżamy na otwartą przestrzeń teraz nieco polnymi ścieżkami prowadzi trasa, trochę asfaltu, trochę terenu i dużo kukurydzy dookoła.
Znowu zaczyna pizgać deszcz, my cali usyfieni jedźiemy pod wiatr , napęd mieli błoto, nic nie widać tak zacina - masakra. Hadżi już ma bardzo dosyć. I tak do samego Uzarzewa, tam wychodzi Słońce znowu wysycham i wracamy tą sama drogą co przyjechaliśmy, gdzieniegdzie jadąc na skróty aby czym prędzej.
To był bardzo fajny hardcorowy wypadzik, gdzie pogoda nie rozpieszczała a ja zdążyłem dwa razy zmoknąć i wyschnąć. Co prawda będąc już prawie na mecie pogoda się bardzo poprawiła, wiatr przewiał chmury a na trasie rowerzyści pojawili się jak grzyby po deszczu. Ale było warto bo poznałem fajne tereny w rezerwacie Promno i jeziora Drążynek, gdzie jeszcze kiedyś na pewno wrócę. I mam nadzieje, że za rok uda mi się pojechać w tym maratonie :)