Przed pracą zajechałem do rowerowego i w końcu udało się kupić kask. Przez ten czas w sklepie dałem szanse burzy aby mnie doszła i podczas największego oberwania chmury cisnąłem z zamkniętymi oczami przez centrum poznania. Przemoczony docieram do pracy.
Jak co dzień uderzam do pracy godzina 16, zajeżdżam do Maćka jedziemy razem. Po drodze maciek łapie gumę - znowu. Dojeżdżam sam. Po pracy zakręciliśmy się po mieście, do tesco po jabłka i posiedzieć na placu wolności.
Popołudniu pojechałem do castoramy, przez cytadelę, później trochę zabłądziłem jadąc po nieznanych uliczkach, ale dotarłem. Kolejno do pracy i z pracy z Maćkiem, który 5 razy łatał dętkę! A z racji że rekordowo mało roboty było i rekordowo szybko skończyliśmy to i Madzię po drodze udało się zgarnąć,też z pracy. Wieczorem jeszcze skoczyłem po budyń.