Szybko

Wtorek, 21 września 2010 · Komentarze(0)
Kategoria z Madzią
Pogoda wyciągała na rower jak magnez, mimo że trzeba siedzieć i dziobać do egzaminu. Ale w końcu się zdecydowałem i fajnie bo i z Madzią. Kolorowo zaczęło się robić, że żałowałem że aparatu nie wziąłem :)
A traska standardowo do Strzeszynka nad jeziorko na pomościku posiedzieć i z powrotem.

Miasto

Poniedziałek, 20 września 2010 · Komentarze(0)
Po poznaniu za sprawami.

Lasek Marceliński

Niedziela, 19 września 2010 · Komentarze(0)
Rekreacyjnie z Madzią śmigneliśmy do lasku Marcelińskiego co by nie zapomnieć jak się jeździ na rowerze:)

Miasto

Sobota, 28 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
Po DPN-ie napęd zaczął jeszcze bardziej przeskakiwać. W jednym momencie na światła o mało być się nie wyłożył, ale jeszcze sobie poczeka na wymianę. Bo priorytetem jest wyjazd w Tatry i zakupy porządnego obuwia :)

DPN cz.2

Niedziela, 22 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
Drugi piękny dzień budzi nas wschodzącym słońcem nad parująca taflą jeziora. Piękna sprawa! Po przebudzeniu od razu chwyciłem aparat do łapy by uchwycić ten magiczny klimat. Siwy już była w akcji.







Po chwili patrzę, że Siwy już moczy dupę to też go złapałem w kadr. Prawie jak w gorących źródłach.



Nie mogło też mnie zabraknąć w wodzie, długo pływałem i cieszyłem oko widokami. Później pakowanko i długa walka z wymianą linki od przerzutki. Pancerze były tak pozapychane że trzeba było rozciąć aby linkę przepchnąć. Na koniec i tak się okazało że linka za krótka i trzymała się na 3 mm.




Nie wróżył dobrze ten poranek bo z linką problemy, afro utopił wodoodporny aparat, mi jeszcze padły baterie w aparacie. A na koniec Siwy władował się nogą po kolano do jeziora.

Poprawia nastroje obfite śniadanko w stadninie koni w Nowej Studnicy, po którym powoli ruszyliśmy w stronę jeziora Marta. I tak sobie jechaliśmy leśnymi duktami, wąchając zapach lasu. Zajechaliśmy do Miejscowości Martew zalać bidony, bo tego dnia ostro słońce grzało a pić się chciało. Następnie odpoczęliśmy podziwiając zza drzew mieniącą się w słońcu czystą wodę jeziora przed ostrym etapem przez Wzgórza Śmiałkowe. Teren rewelacja!
Z każdym obrotem korby byliśmy coraz bliżej Głuska. Po drodze nie mogło zabraknąć wizyty na Pustelni oraz Węgorni mojego ulubionego miejsca, tam też uzupełniłem kalorie kanapkami z zeszłego dnia.
Głusko -> Stare Osieczno tam też nasze drogi się rozdzieliły Siwy pojechał jak się później okazało do Bierzwnika na pociąg, a my z Afro pocisnęliśmy ostro z buta do Krzyża.

DPN

Sobota, 21 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
Znowu wypalił wypad do Drawieńskie Parku Narodowego tym razem z ekipą i to nie byle jaką: JA AFRO i SIWY, który walczył z zamontowaniem śpiwora niczym z wiatrakami :)



Naszą przygodę z Parkiem rozpoczęliśmy od żółtego szlaku w Starym Osiecznie a następnie odbiliśmy ostrym zjazdem wzdłuż czerwonego szlaku w stronę Głuska. Tak ciągnęliśmy do samego Drawna jakieś 40 km, prawdziwy surwiwal. Ciężka jazda po miękkiej ściółce po i gałęziach, czasami ostre podjazdy to wszystko było wynagradzane cieszącymi oko widokami z dwudziestokilkumetrowego urwiska na rzekę Drawę :)









Tak dojechaliśmy Drawna i do bazy jazdłodalni PTTK, którą Afro wyczaił któryś pięknych wakacji. Tam pomidorówa, kąpiel w jeziorku,zapasy i Bosmanek zielony.

Dalej ruszyliśmy niebieskim szlakiem już wykraczająć poza granice parku, a kto powiedział że nie będzie fajnie. Do jechaliśmy do Dominikowa i tam pokonując jezioro północnym brzegiem doznaliśmy orgzmu jadąc tym pięknym singieltrackiem wijącym się po korzeniach i z przewyższeniami niczym wydma czołpińska. Prawdziwą wiśieńką w torciku była przeprawa przez rzeczkę łączącą dwa jeziora.



Dalej potargaliśmy wzdłuż wygiętego jak potkowa jeziora Krzywe Dębsko jadąc po skarpie, z której fajnie była widoczka tafla wody. Tak docieramy do jakiegoś biwaku i dajemy do mieściny Biały Zdrój.
Siwiutki poleca Noteckie to też obładowujemy plecaki, że ciężko później targać. Dodatkowo kiełbacha i tak sobie z tym bagażem jeździmy, pędzimy i błądzimy lawiytnirując pomiędzy jeziorem Nowa Korca a jakimś bajorem.









Po jakimś czasie mijając wiochy Nową Korytnicę ->Nowa Studnica (gdzie zerwałem linkę od tylnej przerzutki ) docieramy do magicznego,upragnionego miejsca nad jeziorem Lubicz. Pełnia księżyca, ognicho i pękają piwka a wraz z nimi kiełbachy na ognichu. Lepiej być nie może!
Tylko deszcz psuje nad kimę na pomoście z widokiem na gwiazdy, ale to nic bo mamy wiatę pod którą się przenosimy i smacznie zasypiamy...




miasto

Środa, 18 sierpnia 2010 · Komentarze(0)

DPeNetracja

Sobota, 14 sierpnia 2010 · Komentarze(7)
Jest to pewnego rodzaju miłość od pierwszego wejrzenia, będąc pierwszy raz chciałem znowu tu przyjechać. No i stało się. Po dwutygodniowym okresie czasu znowu wsiadam w pociąg i jadę do granic Drawieńskiego Parku Narodowego.

Około ósmej rano wysiadam w Drezdenku i szukam drogi na Zagórze Lubiewskie, przez które miałem zamiar jechać. Od samego początku problemy z nawigacją zamiast do Zagórza dojechałem do fabryki mebli...
W samej mieścinie fajnie usytuowane jezioro w dolinie, pstrykam fotkę i jadę do Podlesia.



Docieram do Podlesia jadąc brukowaną drogą w lesie. Tam mnie wita kotek z myszką w pysku, ale nie daje sobie zdjęcia zrobić. Następnie wjeżdżam do lasu i zaczyna padać. Jadę, Jadę...deszcze na mnie aż tak mocno nie kapie, las mnie osłania, od wiatru także. Mijam Łęczyn,a w Starym Osiecznie kieruję się czerwono-żółtym szlakiem wzdłuż Drawy, gdzie Sarny skaczą sobię po polance. Słońce zaczyna prześwitywać przez chmury,a ja wkraczam do parku.







Przyjemnie się jedzie tym lasem. W pewnym momencie odbijam czerwonym szlakiem do samego Głuska. Ostrym zboczem zjeżdżam do koryta rzeki, tym razem jest to dopływ Drawy - Płociczna i przez mostek, na którym prawie fiknąłem koziołka przeprawiam się na drugą stronę. I niebawem jestem w Głusku.

Robię zapasy wody i jadę nad jezioro Ostrowieckie. Jest coraz fajniej a jezioro szokuje mnie czystą wodą. Chwilę posiedziałem i żółtym szlakiem zacząłem okrążać jezioro. Początkowo nie przejezdny etap, gdzie rower momentami trzeba było dygać na plecach. A sama ścieżka bardzo wąska i wymagająca dużej koncentracji co by się nie zwalić ze zbocza.
Dalej robię sobie dłuższy postój na tarasie widokowym i uzupełniam spalone kalorie. Cisza aż w uszach piszczy.









Po jakimś czasie ruszyłem dupę i śmignąłem w stronę Pustelni. W pewnym momencie jadąc lasem co jakąś minutę zaczęły przebiegać sarny, trzy razy tak. Nie mogę uwierzyć! Na rozjeździe szlaków na Pustelni zorientowałem się, że nie mam mapy.
Zawróciłem nad ostrowieckie na taras, tym sposobem nadrabiając jakieś 15 km. Po drodze mijałem się z pewnym gburowatym rowerzystą. A mapy już nie zastałem i plany dojechania nad jeziora Marta stanęły pod znakiem zapytania.





Z powrotem stanąłem nad rozjeździe szlaków, przy starym młynie na moście betonowym. Pojechałem w stronę jeziora Płociczno wałem, wzdłuż dawnego kanału nawadniającego okoliczne łąki. Przyznam że to dość hardcorowy fragment.





Tak się wlokłem tym wałem, aż dotarłem nad most na Płycinie. Spotkałem dwie babki i zasięgnąłem języka, gdzie w ogóle jestem i gdzie ta Marta??



Pamiętałem że muszę się trzymać tego czerwonego szlaku i tak zrobiłem. Kręcąc bez opamiętania zgubiłem szlak i znalazłem się ponownie na czerwony, ale w całkiem odwrotnym kierunku. Tym sposobem dojechałem do miejsca, które najbardziej mi się spodobało.







Węgornia. Miejsce gdzie niegdyś na rzece były wybudowane urządzenia do łowienia węgorzy. Znajdował się także most, który stanowił najkrótsze połączenie z miejscowością Człopa.
Teraz można zaobserwować zgliszcza, które nadają miejscu niesamowity klimat :)

















Tutaj spotkałem kolejnego rowerzystę, koleś wczoraj przyjechał z Poznania oczywiście na rowerze, a jak na moje miał z 55-60 lat i przeprawiał się z rowerem na plecach przez rzekę. Niezły mocarz! Skorzystałem z okazji i zrobiłem wgląd w mapę i postanowiłem jechać do Głuska.
Po drodze osada Ostrowiec z ruinami kościoła i starym cmentarzem.





Zakupy i nowa mapa. Jadę umoczyć dupę w czystym Ostrowieckim Jeziorku.
Troche popływałem i od razu lepie. Zjadam wielką porcję ryżu z jogurtem i bananem, i dalej ruszam nad jezioro Czarne.
Unikatowe Jezioro na skalę krajową, a przejrzystość ponoć na 7 metrów.



Postanawiam wracać. Okazało się to trudniejsze niż mogło się wydawać. Jak to mam w zwyczaju zabłądziłem i wyjechałem w Dzwonowie zamiast w Starym Osiecznie.
100 km na liczniku i 80 jeszcze do domu. Rozważałem powrót PKP, ale nie było mi dane bo pociąg za 4 godziny.
No i tak dygałem krajową drogą 22 do Gorzowa,po drodze zaliczyłem jeszcze kąpiel na Długim i drzemkę w Zdroisku na przystanku.

Fajnie było :)

Po mieście

Czwartek, 12 sierpnia 2010 · Komentarze(0)