Po ponad tygodniowej przerwie wyrwałem się na rower i popędziłem do roboty w deszczowej aurze. Jak dojechałem byłem mokry jak kura, spodnie wykręcałem a majty schły później na dupie. Ale i tak było fajnie.
No i w końcu majówka. Przyda się odreagować trochę po moich ostatnich dniach, gdzie śpię po 5 godzin na dobę pracuje po 10 a w wolnym czasie biegam i załatwiam sprawy związane z autem, padam na ryło...piątek rano pakujemy rowery do auta i wio!
Wstępne plany to Wisełka, ale pomyślałem o Madzi i jej niechęci do pokonywania górek a jak wiadomo woliński park to dość pofałdowany teren, więc jedziemy do Ustronia Morskiego. Na rower przypadł jeden dzień, ale jakże przyjemny. Cały dzień świeciło słońce wbrew prognozą, nawet na plaży dziewczyny w bikini śmigały. Traska Ustronie - Mielno szlakiem rowerowym przez wypasiony lasek, miejscami trochę piasku, ale co to dla nas. Okolice obfitowały w wiele dróg rowerowych odbijający od wybrzeża, my jednak trzymamy się wody raz po raz siadając sobie i delektując się zapachem morza.
Mielno zmasakrowane przez turystów, normalnie jak w sezonie wakacyjnym.Tam zliczamy dorsza w restauracji, którą już wyczailiśmy w wakacje dwa lata temu i tą samą drogą do kwatery.
W niedziele też czynnie wypoczywaliśmy, targnęliśmy się na pieszą wycieczkę wzdłuż brzegu aż do Kołobrzegu. W nagrodę odwiedziliśmy najlepszą lodziarnię wg Madzi najlepszą na naszej planecie. Z powrotem nie mieliśmy siły wrócić to władowaliśmy się w busa. A z wieczora zaliczam grilla u znajomego, który kupił sobie działeczkę pod Ustroniem :)
Przymusowa wycieczka do Łekna zostawić auto u mechanika. Powrót rowerem. Słońce niesamowicie mnie zjarało a wiatr zmęczył, ale średnia jak dla mnie nie przeciętna :) Prawdopodobnie jutro jadę odebrać mojego blachosmroda.
Zastanawiałem się czy w ogóle jechać do pracy patrząc na to co się dzieje za oknem. Ubierając się w rowerowe ciuchy dwa razy zdążył spaść deszcz na przemian ze słońcem. Ale jechać autobusem..? eee
No i pojechałem pod zajebiaszczo mocny wiatr wg ICM hulał z 30km/h,a ja kulałem sie 20km/h. Po 6 km zderzyłem się z chmurą i zlała mi dupsko, z lekka mokry dojechałem do pracy.
Ale powrót to była bajka, mógłbym tak jechać całą noc. Bez większych oporów jechałem sobie 30 km/h i wykręciłem dość przyzwoitą średnią :)