Do pracy

Środa, 7 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
W połowie trasy do pracy uświadomiłem sobie, że nie mam kluczy od szafki w pracy.
Trochę nadrobiłem, ale zdążyłem. Nogi jak z waty.

Do pracy

Środa, 7 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Dzisiaj troszkę szybciej :)

Do pracy

Poniedziałek, 5 kwietnia 2010 · Komentarze(0)

Wielka Sobota

Sobota, 3 kwietnia 2010 · Komentarze(5)
No i w końcu udaje się wybrać do Berlina na wycieczkę o której się mówiło w październiku zeszłego roku.
Skład: Afro, Ja i Maras.
A było tak...

Zakładaliśmy, że do Berlina dojedziemy koleją pojeździmy po centrum i wrócimy na rowerach. Pomysł fajny, ale wiatr nie był zbyt fajny bo połudiowo-wschodni.
Wstałem o 5 na pociąg do Kostrzyna na 6:10, tam przesiadka na Niemieckiego bana, gdzie nikt nie sprawdził biletów.



O 8:20 jesteśmy w Berlińskiej dzielnicy Lichtenberg skąd Frankfuter-Allee i dalej Karl-Marx-Allee ciśniemy na Aleksander platz. Ciągle asfaltowymi drogami rowerowymi, miasto kima od czasu do czasu jakieś auto przejedzie, obserwuję architekturę fajnie się jedzie.





Docieramy do słynnego placu z wysoką na 308 metrów wieżą telewizyjną. Tutaj ruch jak w godzinach szczytu, pełno turystów każdy robi zdjęcia z zegarem na którym nikt się nie zna (ja też) i też robię fotę. Prawie przejeżdża mnie tramwaj.
Tam się trochę kręcimy, czas ucieka. Kupujemy bilet na wieże, gdzie na 208 metrach jest obracająca się 360st/h platforma obserwacyjna. Wejściówkę mamy dopiero za 40 minut.











Okazuje się, że oczekujemy 40 minut żeby wejść za bramkę za którą jest kolejka w której gnijemy jeszcze jakiś czas. Mimo super szybkiej windy jakoś wolno rozładowuje się ta kolejka. A sama winda - masakra. 4, 5 sekund i jesteśmy 200 metrów wyżej, 4 razy uszy mi się zatykały.
Z góry cały Berlin widać, a może i nie bo wzrokiem tak daleko nie sięgam. Olbrzymie miasto.







Mimo dużej ilości straconego czasu nie żałuję że wjechaliśmy na wieżę. Można porównać to wizytą w Paryżu i nie wjechaniu na wieżę Eifla. Nie mogło tego zabraknąć.
Dalej zwiedziliśmy wyspę muzeów...





Później się zgubiłem, i odnaleźliśmy się pod bramą Branderburgską. Pełno ludzi.



Kolejny punkt zwiedzania to Reichstag. Tam to dopiero wiary!A takiej ilości ludzi w kolejce to nawet nie przebiją kolejki na wagonik na kasprowy wierch.(kto był to wie o co chodzi)
Tam urządziliśmy sobie piknik.



Największe wrażenie wywarł na mnie główny dworzec kolejowy w Berlinie. Największy taki obiekt w europie, cała konstrukcja stalowa i szkoło. Łączy ze sobą metro i koleje naziemne. Niesamowita budowla.







I Tyle z samego Berlina, czas wracać a na zegarku 13 godzina. Jak na moje to zdecydowanie za długo byliśmy a do domu daleko.
Po drodze chłopaki na niemieckiego kebaba zajechali, ja się wspomagałem snickersami. I tak się przebijaliśmy przez Berlin praktycznie cały czas ścieżkami rowerowymi. Z centrum do granic miasta wyszło około 20 km i tam się zaczęły jaja.
Afro wydrukował mapę, ale tylko centrum Berlina...



Jakoś dojechaliśmy do tego Kostrzyna, ale na zegarku była 22. Po 70 km Markowi wysiadły kolana i ja z Afrem na zmianę po 3 km zmienialiśmy się na czole, a wiatr cały czas upierdliwie wiał w ryja.
Ostatnie 5 kilometrów markowi całkiem wysiadły kolana, do granicy trochę prowadziliśmy rowery. Na miejscu się okazuje że nie mamy jak się zabrać z kostrzynia, najbliższy pociąg o 5 rano. Polskie realia od razu da się odczuć.
Bierze nas bus, rowery rozłożone jedziemy do domu.

wiecej fotek z wypadu

Wielki Piątek

Piątek, 2 kwietnia 2010 · Komentarze(1)
Chciałem sobie odpuścić rower na dziś przed sobotą, ale nie usiedziałem w domu jak za oknem takie słonce świeci.

Z rańca pojeździłem po mieście w poszukiwaniach kloszy do żyrandola. A po drugim śniadaniu wypad do Gralewa do Babci zobaczyc co tam słychać.
Pojechałem wzdłuż Warty przez Czechów i Santok, a po drodze wspiąłem się na wzgórze zobaczyć wieżyczkę murowaną, gdzie urządzili sobie miejscówkę do wspinania..







Tutaj już zabytkowy kościółek w Gralewie


U Babci zjadłem obiad, i wróciłem przez Janczewo i Wawrów.

Wielki Czwartek

Czwartek, 1 kwietnia 2010 · Komentarze(2)
No i zawitałem w rodzinnych stronach w Gorzowie.

Wypad do Madzi do Karska bo kocham Madzię. Wreszcie porobię jakieś zdjęcia w plenerze moim nowym aparatem...
Wybierałem tak trasę aby ominąć główniejsze drogi: Górzów - Santocko - Lasy (trochę błądzenia,jazda głównie na azymut) - Marzęcin - Karsko

U Madzi pojadłem, popiłem i po jakimś czasie do domu popędziłem. Szaro się robiło więc pojechałem asfaltem przez Kłodawę. Trochę ponad godzinę i jestem w domu.
Fajno było!


Słoneczko świeciło, lekki wiaterek powiewał a w lasach pięknie.




Te lasy są zarąbistym miejscem do pośmigania, fajnie by było jakby jeszcze jakieś sensowne oznakowania tych ścieżek zrobili.





Do bankomatu

Sobota, 27 marca 2010 · Komentarze(0)
Miałem się przejechać gdzieś dalej, ale lujneło z nieba i dupa.

przejażdzka

Piątek, 26 marca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria z Madzią
Do Antoninka i z powrotem, bo Madzia zakuwać musi do egzaminu.

Do pracy

Czwartek, 25 marca 2010 · Komentarze(0)
No i znowu się wyrwałem do pracy na rowerze. Nie mogło być inaczej w taką pogodę!Powrót o 3 w nocy...jak kto wali, nad ranem i srint za autobusem z dopingującymi w tylnej szybie kumplami z pracy.
Bez licznika.

Do pracy + po mieście

Czwartek, 25 marca 2010 · Komentarze(2)
I znowu piękny dzień, aż chce się żyć. Oby taka pogoda potrzymała i w święta było fajnie bo w planach coś ekstra na wielką sobotę :)

Dzisiaj kolejne zakupy rowerowe do Bergamonta - komplet pancerzy. Kupiłem jeszcze zielonego finishlinea i klocki Clarksona na tył do Scotta. Przy okazji zrobiłem przeglądzik hamulcowy.

Moje nierówno zjechane klocki, widać że za czesto tam nie zaglądałem..


a licznik coś przerywa